Polski efekt Bilbao, czyli jak Bydgoszcz na nowo pokochała rzekę

Oceń artykuł:

75%
25%

Czym jest rzeka w mieście? Możemy potraktować ją jak intruza, który rozcina swoim nurtem żywą tkankę miejskiego organizmu. Możemy – jak w wielu polskich miastach – zabetonować ją, zakryć i schować pod ziemią. Ale możemy również uznać ją za przyjaciela i sprzymierzeńca. A jeśli ktoś zapyta „po co?”, niech odwiedzi Bydgoszcz, gdzie odpowiedź zobaczy na własne oczy.

Polski efekt Bilbao, czyli jak Bydgoszcz na nowo pokochała rzekę

Znaczenie rzek na przestrzeni dziejów

Przez wieki rzeka oznaczała życie. Nie bez przyczyny pierwsze w dziejach ludzkości cywilizacje bywają nazywane cywilizacjami wielkich rzek. Jangcy, Huang He, Indus, Nil czy Eufrat i Tygrys zapewniały zamieszkującym nad nimi ludziom dostatek wody, rozwój rolnictwa i związane z nim nadwyżki żywności, prowadzące do powstania pierwszych miast i rozwoju cywilizacyjnego.

Nic dziwnego, że wśród historyków popularne są teorie, według których to właśnie wielkie rzeki były zaczynem, który zapoczątkował rozwój cywilizacji. Zgodnie z nimi dostatek wody sprzyjał rozwojowi rolnictwa, które wymagało sprawnego systemu nawadniania, a budowa i konserwacja systemu irygacyjnego sprzyjały tworzeniu struktur, które stały się fundamentem starożytnych państw. 

Marginalizacja rzeki

Gdy przeskoczymy parę tysiącleci i spojrzymy na bliższą nam geograficznie okolicę, również znajdziemy tę prawidłowość – trudno znaleźć historyczne europejskie miasto, które nie byłoby położone nad jakąś większą rzeką. Fundamentalne znaczenie miejskich rzek zaczęło się jednak zmniejszać z biegiem czasu. Owszem, nadal stanowiły rezerwuar wody pitnej, dogodny szlak komunikacyjny czy – nie tylko po piętrzeniu – źródło energii, ale wraz z rozwojem technologii miasta, dotychczas przytulone do brzegów, zaczęły się od nich odwracać.

Proces ten był rozłożony w czasie i zależny od lokalnej specyfiki, ale w naszej części świata trudno było go przeoczyć. Miejskie rzeki stały się albo intruzem, albo zagrożeniem, które próbowano okiełznać, wciskając nurt w wybetonowane koryta, co eufemistycznie nazwano regulacją.

Efekt Bilbao

Opamiętanie nadeszło niedawno, a globalny trend, by ponownie połączyć rzeki i nadbrzeżne tereny z tkanką miasta, jest silny, widoczny i – sądząc po dotychczasowych doświadczeniach – słuszny. Sztandarowym przykładem takiego podejścia jest zjawisko nazywane efektem Bilbao. To właśnie w tym baskijskim mieście, z bezrobociem sięgającym 25 proc., władze postanowiły postawić na kulturę, a zaniedbane nadbrzeżne tereny po rewitalizacji stały się magnesem przyciągającym mieszkańców i turystów, przejmując z czasem rolę koła zamachowego lokalnej gospodarki.

Efekt Bilbao zaistniał w specyficznych warunkach, zawdzięczając swoją siłę rażenia synergii nowatorstwa, śmiałej architektury, uwagi poświęconej kulturze, konsekwentnie realizowanej wizji i – co nie mniej ważne – umiejętnego wkomponowania zachwycającego Muzeum Guggenheima w nadbrzeże rzeki Nervión. Czy da się go powtórzyć w polskich warunkach?

Kult cargo

Przepis na sukces nie jest oczywisty, bo poza udanymi projektami rewitalizacyjnymi zdarzają się również takie, gdzie trudno mówić o sukcesie, a działania lokalnych władz przypominają wiarę w kult cargo. Był to kult, jaki rozwijał się na wyspach Pacyfiku m.in. w czasie drugiej wojny światowej, gdy tubylcy, widząc, że na budowanych przez amerykańskie wojska inżynieryjne lotniskach lądują samoloty z zaopatrzeniem, sami zaczęli budować kopie pasów startowych i portowej infrastruktury, z wiarą, że zapewnią sobie w ten sposób dostawy wszelkich dóbr.

Ta sama wiara przyświeca włodarzom miast, którzy wierzą, że aby powtórzyć sukces Bilbao, wystarczy postawić nad rzeką imponujące muzeum sztuki współczesnej. Nie tędy droga, na co – komentując działania polskich samorządów – zwraca uwagę specjalizująca się w rewitalizacji przestrzeni miejskiej Edyta Wiśniewska z holenderskiej pracowni KuiperCompagnons: – Ważne jest (…), aby nie sprowadzać tematu rewitalizacji polskich miast do pojedynczych zadań: ładnego bulwaru z ławkami tu, romantycznego mostku tam. 

W planowaniu inwestycji często mówimy o konkretnej drodze, albo np. o jednej imprezie sportowej, jak Euro, albo jednej linii tramwajowej. W ten sposób rozwiązujemy jedno zadanie, które musi być wykonane. (…) Chodzi natomiast o to, aby spojrzeć na nasze problemy kompleksowo.

Odświeżona Bydgoszcz – atrakcje nad Brdą

W taki właśnie sposób spojrzały na Brdę władze Bydgoszczy, gdzie zaniedbane tereny nad rzeką są sukcesywnie rewitalizowane i przywracane miastu. Kosztujące dziesiątki milionów złotych inwestycje dotyczą nie tylko remontu samych bulwarów, ale także budowy lub odbudowy nadrzecznej infrastruktury. W ciągu ostatnich lat wyremontowano przystanki tramwaju wodnego, wytyczono ścieżki rowerowe, zbudowano place zabaw, skatepark i zaprojektowano na nowo zieleń.

Wyremontowano i przywrócono dawny blask nadrzecznej infrastrukturze, jak śluzy Brdy, ujście i Miejska czy Jaz Farny, a wizytówką całego przedsięwzięcia stała się Wyspa Młyńska z nowoczesną mariną, aspirującą do miana ikony architektury. Nic dziwnego – wyspa łączy się z Operą Nova, gdzie mieszkańcy mogą skorzystać z tarasu widokowego czy obejrzeć plenerowe przedstawienia w amfiteatrze. Wyjątkową okazję do wypoczynku zapewnia również miejska plaża wysypana piaskiem sprowadzonym z Międzyzdrojów.

Sukces jest niewątpliwy, a powodzenie całego przedsięwzięcia tylko rozbudza oczekiwania, o czym w wywiadzie wspomina prezydent Bydgoszczy, Rafał Bruski: – Powoli możemy zacząć myśleć o naszej wieży Eiffla – czymś szalonym i symbolicznym. Myślimy o tym, co może być naszym wyróżnikiem. Kiedy są załatwione podstawowe potrzeby, możemy myśleć o gadżetach.

Efekt Bydgoszczy

Co nimi będzie? Brda stała się na nowo częścią miasta, a przywracanie nadbrzeżnych terenów mieszkańcom jest już teraz imponującym sukcesem. Na obecnym etapie prac możemy tylko snuć różne przypuszczenia, ale warto w tym miejscu wspomnieć o głośnych wyrokach sądowych, które – niedawno – nadały odległym od nas rzekom nowy status.

Niektóre rzeki w Indiach i Nowej Zelandii mają wyjątkowe powody do zadowolenia – w świetle obowiązującego prawa zostały uznane za istoty żywe wraz z pełnią przywilejów przyznawanych do tej pory jedynie ludziom i własnymi opiekunami prawnymi, którzy dbają, by nikt nie wyrządził rzekom krzywdy. 

Może warto pomyśleć o naszych, polskich rzekach właśnie w taki sposób? Przestać traktować je jak intruzów, rozcinających i dzielących miejską przestrzeń, a zamiast tego powierzyć ważną rolę życionośnego krwiobiegu? I sprawić, by po latach, tak jak to się stało w Bydgoszczy, rzeka w mieście odzyskała należne jej w tej przestrzeni miejsce?

Oceń artykuł:

75%
25%
×

podziel się tym artykułem

Wyślij artykuł swoim znajomym