A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? O różnicach w życiu na wsi i w mieście

Oceń artykuł:

100%
0%
“Gdyby miał(a) pan(i) teraz możliwość wyboru miejsca zamieszkania, to czy wolał(a)by pan(i) zamieszkać...” - z badań CBOS wynika, że na takie pytanie w 1998 roku 30 proc. ankietowanych Polaków odpowiedziało “na wsi”. W 2015 już 40 proc. Teoretycznie to nie dziwi, bo miasto kojarzy nam się z szumem samochodów, tłumami na ulicach i ciągłymi korkami. Ale czy rzeczywiście wieś jest mniej stresująca?
A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? O różnicach w życiu na wsi i w mieście materiały prasowe

- W mieście jest większa ilość bodźców. Trudniej się wyciszyć, bo jesteśmy nieustannie narażeni na hałas, tłok i wciąż jeszcze agresywne reklamy wizualne. To wszystko wpływa na nasze napięcie - tłumaczy w rozmowie ze mną dr Paulina Bednarz-Łuczewska z Akademii Leona Koźmińskiego, socjolog, ekspertka w obszarze work-life balance. - Jednak głęboki lęki i stres, który nie pozwala spać, mają najczęściej swoje źródło gdzie indziej: w relacjach z innymi ludźmi, sytuacji zawodowej czy finansowej, w problemach. Wieś od tego nie ratuje.

- Utopia życia na wsi to potrzeba ucieczki od pewnego stylu życia - stwierdza dr Paulina Bednarz-Łuczewska – to niekoniecznie miasto nas męczy, ale rytm pracy, ciągły pośpiech i napięcie, którego nie ma kiedy odreagować. Współczesny kapitalizm każe pracować w pośpiechu i konsumować w pośpiechu. Trzeba sporo samozaparcia, żeby nie utracić poczucia celu i smaku życia, radości z tego, co jest. Wieś często kojarzy się z kontaktem z naturą, ze spokojem, czasem na to, żeby się zatrzymać i pomyśleć. I to chyba za tym tęsknimy.

Wieś kojarzy się z innym życiem, spokojem, przyrodą, swego rodzaju wolnością. Ale to wcale nie oznacza, że życie tam rzeczywiście tak wygląda.

- Oczywiście, że życie na wsi też jest stresujace, tylko być może w inny sposób. Obszary wiejskie to często tereny rolnicze, a rolnikom towarzyszy niepewność związana z nieprzewidywalnością natury - stwierdza dr Bednarz-Łuczewska.

Życie na wsi ma inną specyfikę i związane z tym problemy. Mieszkańcy wielu regionów w Polsce może i nie narzekają na przejeżdżające tramwaje i korki na ulicach, ale na po PGR-owskich obszarach występują problemy np. z nałogami, co wpływa na relacje rodzinne.

Tak jak “mieszczuchy” marzą o życiu na wsi, tak młodzi ludzie z wiejskich obszarów chcą się z nich wyrwać. Wyjazdy młodszych pokoleń powodują, że rodzinne więzi zostają zerwane. Rodziny spotykają się rzadziej, na dodatek starsi obawiają się, co stanie się z gospodarstwem. To problemy, które żyjących w mieście nie dotykają.

Załóżmy jednak, że magiczny scenariusz “rzucam wszystko, wyjeżdżam w Bieszczady” się spełnia. I już jest kolorowo? Niekoniecznie, bo wieś wcale nie musi przyjąć miastowych z otwartymi ramionami.

Dr Paulina Bednarz-Łuczewska mówi o nowych mieszkańcach wsi, którzy nie żyją problemami wiejskimi. Nie muszą być rolnikami, wykonują wolny zawód, mogą pozwolić sobie na niezależność finansową.

- Często to ludzie, którzy nie integrują się z otoczeniem. W związku z tym dochodzi do konfliktów czy napięcia. “Nowi” czują się obcy, a nawet osaczeni, a “starzy” odbierają izolowanie się „nowych” jako przejaw arogancji i poczucia wyższości - podsumowuje dr Paulina Bednarz-Łuczewska.

Mówiąc “a może by tak rzucić wszystko i wyjechać”, nie bierzemy tego pod uwagę. Tak jak nie myślimy o tym, że dojazdy są trudne, internetu nie ma, sklepy niezaopatrzone, a sąsiedzi mogą mieć np. problemy finansowe i gorszy dostęp do służby zdrowia. Czy więc idealistyczne myślenie nie powstaje po to, by się wewnętrznie uspokoić? Chcemy wierzyć, że istnieje alternatywa w postaci “lepszego” życia na wsi, na uboczu - jak nam coś nie wyjdzie, to tak naprawdę nic wielkiego się nie stanie, bo prawdziwe, spokojne życie na nas dopiero czeka.

- Trudno generalizować - przyznaje dr Paulina Bednarz-Łuczewska. Zwraca też jednak uwagę na to, że rzeczywiście bardzo często fantazjujemy o wyjeździe. Nie tylko na wieś, ale np. do innych państw. Wierząc w to, że gdzie indziej jest lepiej, spokojniej, bezpieczniej. Często takim idealnym kierunkiem jest nie tylko urzekająca krajobrazem Islandia czy Nowa Zelandia, ale Kopenhaga czy Amsterdam. I bardzo łatwo domyślić się, dlaczego. Zdjęcia ze stolicy Holandii pokazujące mnóstwo osób na rowerach czy auta przepuszczające rowerzystów szturmem zdobywają media społecznościowe. A w komentarzach smutne pytania: “dlaczego nie może tak być u nas”? Dlaczego musimy stać w korkach albo kisić się w zatłoczonej komunikacji miejskiej? Dlaczego nie mamy rowerowych autostrad?

Może więc to nie przez miasta tęsknimy za innym życiem, w zgodzie z naturą. One mogą być w porządku, ale w polskim przypadku nie są, bo były źle zarządzane.
- Oczywiście, że komunizm był dla miasta fatalny, ale problematyczne były także lata 90. - przypomina ekspertka. - Deweloperzy nie liczyli się z niczym. Drzewa były wycinane, usuwane były skwery i parki. Gdy znalazł się wolny kawałek ziemi, to stawiano tam biurowiec. Okres transformacji dał nam w kość pod tym względem. Paradoksalnie zburzona przez wojnę Warszawa stała przed szansą – ogromne straty w tkance miejskiej pozwalały na przemyślenie miasta od nowa. Ta szansa nie została wykorzystana.

Warszawa jest tylko przykładem, bo przecież wszyscy dobrze znamy reklamowe billboardy szpecące budynki, brak ścieżek rowerowych, fatalny transport publiczny. Miasta były dla samochodów i deweloperów, nie dla ludzi. Dopiero teraz to się zmienia, miasta otwierają się na dziką przyrodę, na zieleń, a przede wszystkim na mieszkańców, którzy mogą odetchnąć nad brzegiem rzeki, a nie w zatłoczonym centrum handlowym. Dr Paulina Bednarz-Łuczewska zgadza się ze stwierdzeniem, że powoli wprowadzane zmiany pod tym względem mogą sprawić, że tęsknota za wsią będzie mniejsza. Bo miasta staną się lepszym miejscem do życia.

Ale to jeszcze potrwa. Co zrobić, żeby w betonowej dżungli nie oszaleć? Wzbogaćmy mieszkanie o więcej zieleni. Nie w każdym budynku jest to możliwe, ale coraz częściej łatwiej o zgodę na postawienie ula np. na dachu (o ile odległość od okien będzie większa niż 10 m). Takie małe drobiazgi mogą sprawić, że natura będzie bliżej nas.

Oceń artykuł:

100%
0%
×

podziel się tym artykułem

Wyślij artykuł swoim znajomym