Ekologiczne miasto bez samochodów – czy to możliwe?

Oceń artykuł:

80%
20%

Na piechotę, autobusem i rowerem, ale nie samochodem – takie będą nowoczesne miasta w niedalekiej przyszłości. Największe metropolie świata odwracają się od samochodów. Madryt, Paryż, Oslo, Helsinki, Chengdu i Meksyk – to tylko początek listy eko miast, które stawiają na transport publiczny.

Ekologiczne miasto bez samochodów – czy to możliwe?

Nie zawsze miejskie ulice były głośnie, zanieczyszczone spalinami i nieprzyjazne dla pieszych. Na początku XX wieku samochód stanowił co najwyżej ciekawostkę. Niemałą sensację wywołał choćby pewien Niemiec, którego automobil zepsuł się w centrum Łodzi w 1901 roku i na kilka dni sparaliżował ruch tramwajowy. O sprawie rozpisywały się nawet gazety, a dorożkarze, wyczuwając w samochodach konkurenta, żartowali, że maszynie trzeba wsypać nieco owsa pod maskę albo sprawdzić podkowy.

Polska powyżej europejskiej średniej

Dziś dorożkami możemy się przejechać tylko od święta, a samochód ma prawie każdy z nas. Jak wynika ze statystyk, w Polsce na 1000 osób przypada 599 samochodów, czyli o 35 więcej, niż wynosi europejska średnia. Niestety jeździmy starymi maszynami, ponieważ aż 16 mln z nich (ponad 80 proc.) ma już ponad dekadę. Nie pozostaje to bez wpływu na środowisko i czystość powietrza. Transport jest obok niskiej emisji i zakładów przemysłowych głównym producentem smogu, który rocznie przyczynia się do śmierci nawet 46 tys. Polaków. Gorsze w tej materii są diesle, które wypluwają do atmosfery więcej substancji rakotwórczych i alergizujących niż auta z silnikami benzynowymi. Dlatego okładanie ich opłatami stało się ostatnio w Europie bardzo modne, podobnie jak różnego rodzaju zakazy dla ciężarówek.

Koniec z dieslami w miastach

W Londynie za wjazd do centrum samochodem z silnikiem diesla trzeba zapłacić 10 funtów, ale jeszcze dalej idą burmistrzowie takich metropolii jak Paryż, Madryt, Ateny i Meksyk. Diesle mają kompletnie zniknąć z ich ulic najpóźniej w 2025 roku! Podobnie sytuacja ma się w Niemczech, gdzie wiele landów wykazało chęć zakazania kupna jakichkolwiek samochodów spalinowych do 2030 roku. Diesle nie mają łatwego życia – odwracają się od nich także producenci, którzy kalkulują, że po doliczeniu wszystkich opłat takie samochody będą zbyt drogie. Na pewno skorzysta na tym środowisko, a jakość powietrza się poprawi – to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Samochody w miastach sprawiają wiele innych problemów.

Jeśli zakażemy diesli, na ich miejsce pojawią się samochody z napędem benzynowym albo elektrycznym, co wcale nie rozładuje korków, w jakich toną miasta. W Londynie jeździ się przeciętnie z prędkością 20, w Berlinie 24, a w Warszawie 26 km/h. To jedne z najwolniejszych miast na Starym Kontynencie, ale podobne problemy trapią prawie każdą metropolię. Przeciętny Amerykanin marnuje 42 godziny rocznie, stojąc w korku, a jeśli mieszka w Los Angeles – nawet dwa razy tyle. W tym czasie nie odpoczywa i najpewniej nie pracuje… w przeciwieństwie do silnika jego samochodu.

Zakaz wjazdu w Oslo

Oslo już za dwa lata ma zakazać samochodom wjazdu do centrum miasta. Co Norwegowie dostaną w zamian? Oczywiście czyste powietrze. A do tego lepszy transport miejski i ponad 50 km nowych ścieżek rowerowych. Czy to dużo? Dla porównania warszawski ratusz ogłosił plan zbudowania 100 km ścieżek w ciągu dwóch lat. Dwa razy więcej, w dwa razy krótszym czasie. W Oslo obecnie jest 180 km ścieżek, a do 2025 roku ma być ich 510 km. W Warszawie, gdzie mieszka trzy razy więcej ludzi, dróg dla rowerów już teraz mamy 457 km, a i tak naszą stolicę trudno nazwać miastem szczególnie przyjaznym temu środkowi transportu.

Warszawiacy tylko co trzydziestą podróż odbywają na rowerze; mieszkańcy Kopenhagi co trzecią. W stolicy Danii buduje się obecnie 26 rowerowych autostrad, które umożliwią jednośladom jeszcze szybsze poruszanie się po mieście. Podobnie w Madrycie, gdzie uruchomiono system elektrycznych rowerów miejskich.

Eksperymenty w Madrycie i Paryżu

Centrum Madrytu o powierzchni 2 km kwadratowych ma być do 2020 roku zamknięte dla samochodów. Takie eksperymenty przeprowadza również Paryż. Pierwszy odbył się we wrześniu 2015 roku, kiedy samochodów nie wpuszczono do jednej trzeciej części miasta, np. na Aleję Pól Elizejskich, która wypełniła się rowerzystami, pieszymi i… sesjami jogi.

Ruchliwe arterie naruszają tkankę społeczną miast i często zabijają życie uliczne, a także rozpraszają hałasem. Jak wygląda miasto bez samochodów, możemy sprawdzić już teraz – i wcale nie chodzi tu o ekologiczne miasto przyszłości, lecz o zabytkową Wenecję. Zamiast ulic zobaczymy tam wodne kanały, w których zakochali się turyści. W porównaniu z Warszawą Wenecja jest oazą spokoju, mimo że to jeden z najgęściej zaludnionych zakątków Europy.

Kompletne wyrugowanie samochodów, w tym pojazdów elektrycznych, bez oferowania zastępczego środka transportu jest z góry skazane na porażkę. Kluczowy jest wydajny i wygodny system transportu miejskiego. Za jego stworzenie wzięli się Chińczycy, którzy na przedmieściach czteromilionowego Chengdu budują zupełnie nowe miasto. Nie bez kozery nazwali je Wielkim Miastem – choć nie będzie w sumie tak znowu duże, szczególnie jak na skalę Państwa Środka. Ma pomieścić 80 tys. mieszkańców, z których żaden nie będzie potrzebował samochodu. Połowa szerokości ulic ma być zarezerwowana dla pieszych, a po drugiej połowie będą jeździły rowery i elektryczne busy.

Zeroemisyjne miasto ekologiczne

Jeszcze dalej idzie Masdar, miasto budowane na pustyni przez arabskich szejków. Nie dość, że ma być zeroemisyjne, to jeszcze będzie transportować ludzi autonomicznymi taksówkami. Niestety wygląda na to, że nawet szejkowie nie dysponują nieograniczonymi funduszami, bo daty finalnego ukończenia miasta wciąż nie widać, a po pustych budynkach hula piasek.

Nie zawsze trzeba budować miasto od nowa i projektować komunikację od zera, aby sprostała potrzebom ludzi. Chcą to udowodnić Helsinki, skąd wywodzi się Nokia, Angry Birds i Supercell. Jak przystało na naród rodzący się ze smartfonami w dłoni, Finowie wykorzystają do tego aplikację, która połączy autobusy, taksówki rowery, promy i car-sharing.

Jak jest w Polsce, czyli szansa na czyste powietrze wokół nas

W wielu polskich miastach działają systemy rowerów miejskich, a w Warszawie niedawno wystartował system car-sharingu, czyli wypożyczania samochodu na godziny, a nawet minuty. W stolicy znajduje się 20 stacji, które pozwalają na wypożyczenie samochodu. Później nie trzeba odstawiać go do bazy czy przejmować się opłatami za parking. Wszystko bierze na siebie zarządca.

Brakuje jednak większej liczby zachęt do porzucenia własnych czterech kółek i przesiadki do transportu publicznego. Wszelkie inicjatywy są doraźne i stosowane np. w razie pogorszenia jakości powietrza. A Polska ma je najgorsze w całej Unii Europejskiej i niewiele pomogą mu dni z darmową komunikacją miejską. Mówi się o zakazie wjazdu do centrów miast starszych samochodów czy budowie mostów i ulic tylko dla pieszych, ale brakuje systemowych rozwiązań.

Nie jest to tylko polski problem. Najbogatsze miasta mogą sobie pozwolić na kosztowne inwestycje, ale boom na rynku samochodów napędzają rosnące azjatyckie gospodarki – chińska i indyjska. Tam posiadanie samochodu – podobnie jak ciągle u nas – jest symbolem statusu (choćby za ten status trzeba było zapłacić godzinami w korkach). W 2015 roku liczba samochodów na Ziemi przekroczyła 1,1 miliarda. W skali światowej więc na 6,5 mieszkańca przypada jedno auto. Jednak już w 2025 roku będzie ich 1,5 miliarda, a w 2040 roku – 2 miliardy. Zanim do tego dojdzie, bogaty Zachód musi wskazać biedniejszym rejonom Ziemi błędy, które sam popełnił, rozwijając miasta – i przetestować rozwiązania na rzecz bardziej „zielonego” transportu oraz lepszego wykorzystania odnawialnych źródeł energii.

Oceń artykuł:

80%
20%
×

podziel się tym artykułem

Wyślij artykuł swoim znajomym